niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 9 - Beautiful Day ( Koniec )

W jednej chwili szybko odzyskałam przytomność i spojrzałam z nadzieją, że to mógł być GD. Lecz się myliłam. Było to jakiś starszy pan. Podziękowałam mu i gdy chciałam odejść, złapał mnie za rękę i powiedział „Nigdy się nie poddawaj, przecież jeszcze nie raz upadniesz w życiu„ i puścił do mnie oczko. Jeszcze po chwili dodał „ zostań „ i zniknął. To było naprawdę dziwne. Ale już na niczym mi nie zależało.
Weszłam do środka i usiadłam w poczekalni. Nikogo już nie było. Obok mnie leżała komórka i słuchawki. Czemu nie? Pomyślałam. Założyłam je i puściłam pierwszą lepszą piosenkę. Była bardzo smutna. Zamknęłam oczy, żeby to wszystko przemyśleć.
Myślałam, że ta piosenka nigdy się nie skończy, leciała i leciała przedłużając się z każdą minutą. Po chwili ktoś złapał mnie za ramię. Lekko podskoczyłam, zdjęłam słuchawki i otworzyłam oczy. Zaczęłam płakać.
- Ale jak? - zapytałam ze łzami w oczach.
- Widzisz tego starszego pana? Kazał mi nie tracić nadzieii i zostać tu, a zdarzy się cud na który od tak dawna czekałem. - w tym samym momencie starszy pan odwórcił się w naszą stronę i zasalutował, a następnie odszedł w ciemny zaułek.
Po chwili wstałam i rzuciłam mu się na szyje. Ten objął mnie z całych sił, aż zabrakło mi tchu. Po tym GDragon odsunął mnie od siebie na mały dystans, żebym mogła złapać trochę powietrza. Chyba zauważył, że trochę przesadził.
- Przepraszam Cię za wszystko...Kocham cię! 
- Ja... - chciałam powiedzieć to samo, lecz w tym momencie smoczy mnie pocałował.
To było naprawdę niesamowite uczucie. Nie da się tego opisać słowami. W tej chwili myślisz tylko o ukochanej osobie, nie zwracasz uwagi kompletnie na nic. Jest jak w niebie, a nawet lepiej.
- ... ja ciebie też. - dokończyłam.

***

I tak skończyła się moja „ miłosna“  historia.

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 8 - Beautiful Day

Dwa dni po tym jak przyjechałyśmy, zadzwoniła Wiki.
- Cześć. Pamiętasz co jutro jest? Mam nadzieję, że nie zapomniałaś. - w jednej chwili pozbierałam swoje myśli, ale nigdzie nie było napisane co miało się zdarzyć jutro.
- Niestety nie pamiętam. - odpowiedziałam.
- Ach... dobra, nie będę się na ciebie gniewać, bo wiem, że masz ciężkie chwile...
- A więc co jutro jest? 
- Moje urodziny. Mama zaproponowała, żebyś została na noc. Chcesz? - zapytała z nadzieją.
- Ojeju! Przepraszam cię bardzo ! Naprawdę, wybacz mi! I pewnie, że chcę u ciebie nocować! - wrzasnęłam z radości.
- To przyjdź o 10. Mam nadzieję, że wstaniesz. 
- No jakbym mogła nie wstać? Do zobaczenia. - odpowiedziałam ucieszona.
Rano obudziła mnie mama. Była 8:00. O 9 byłam już gotowa. Po drodze do Wiki kupiłam jej prezent. Była to bransoletka z napisem „A + W = Best Friends Forever“. Punkt 10 zawitałam do drzwi domu Wiki. Akurat na samym wejściu byłam w  wielkim szoku. Drzwi otworzył mi Tabi.
- Ale...skąd...ty...tu...co? - zacinałam się z coraz większym podziwem.  Tabi bardzo musiał ją kochać, że  przyjechał aż z Korei  do Polski. Wiktoria musiała być zachwycona.
- Wejdź. - uśmiechnął się zniewalająco.
Po moim wejściu od razu zza rogu wyskoczyła Wika.
- CZEŚĆ!  NIE WIDZIAŁAM CIĘ AŻ 2 DNI ! CZEMU MNIE TAK ZANIEDBUJESZ?! - roześmiała się.
- Hej. Nie zaniedb... - nagle usłyszałam znajomy głos z pokoju obok. - ... kogoś jeszcze zaprosiłaś ? 
- Wejdź tam, a sama się dowiesz. - mówiła tajemniczo.
Weszłam do pokoju. Moje serce się radowało, a za równo zaczęło kłuć tak jak jeszcze nigdy. Słyszałam tylko pisk w uchu. Zemdlałam. Do moich uszu doszło tylko „ zadzwoń po karetkę ! „  Jak to nie mają już żadnej karetki ! „ Zrób coś!“. W pewnej chwili poczułam, że ktoś mnie podnosi. Zaczął biec. Bardzo szybko. Miałam tego świadomość, ponieważ bujało mną na wszystkie strony. A serce tego kogoś waliło jak oszalałe. Tylko to zapamiętałam do chwili, kiedy ocknęłam się w szpitalu. Jeszcze nie doszłam do siebie, by otworzyć oczy, więc udawałam, że śpie. Po chwili usłyszałam jak ktoś wchodzi do sali i siada na krześle obok mojego łóżka.
- Przepraszam. Nie chciałem żeby tak wyszło. - od razu poznałam, że to Smoczy. - Nie wiedziałem, że tak zareagujesz na mój widok. To wszystko przeze mnie. Gdybym wtedy ci powiedział, że zachowywałem się tak agresywnie tylko dlatego, bo nie chciałem skrzywidzić Tabiego i odebrać mu ciebie. Było mi z tym naprawdę ciężko. Gdybym wtedy na korytarzu ciebie sobie nie odpuścił wszystko potoczyłoby się inaczej... saranghae. - chwycił mnie za rękę i pocałował w czoło. Potem odsunął krzesło z lekkim piskiem i wyszedł z sali. Nie wytrzymałam, musiałam się uśmiechnąć. Byłam taka szczęśliwa. Miałam też nadzieje, że nie odszedł gdzieś daleko. Z tą myślą przewróciłam się na drugi bok i zasnęłam.
Obudziłam się w nocy. Była 1 nad ranem. Zobaczyłam jak Wiki i Tabi siedzą przy mnie z zaspanymi oczami.
- Obudziła się. - powiedziała w tym samym momencie, szturchając łokciem T.O.P’a. - i jak się czujesz ? - widać, że była bardzo zmartwiona i niewyspana.
- Dobrze. Gdzie Kwon? - zapytałam.
Wiki zrobiła smutniejszą twarz niż miała. Poczułam, że to nie będzie dobra wiadomość. Może lepiej było się nie pytać.
- Wyjechał. - powiedziała zdecydowanie.
- Yhym...BĘDZIE wyjeżdżał za godzinę. - poprawił Tabi.
- Gdzie ? - zapytałam zmartwiona.
- Do Korei. Obwiniał się, że to wszystko jego wina. I lepiej żeby już nigdy nie pokazywał się tobie na oczy. - wytłumaczyła.
W tej samej chwili wyskoczyłam z łóżka szpitalnego i złapałam wystające z kieszeni Tabiego kluczyki do samochodu. Słyszałam za sobą słowa „ stój ! „ co ty wyprawiasz ?„. Nie zwracałam na to najmniejszej uwagi. Z całych sił biegłam do parkingu samochodowego, w dodatku na bosaka i w samej piżamie dwuczęściowej. Wsiadłam do samochodu Tabiego. Nie miałam prawa jazdy, ale kiedyś tata trenował mnie i mniej więcej wiedziałam jak prowadzić. 
Zapaliłam silnik i powiedziałam sama do siebie „ RAZ SIĘ ŻYJE! „ 
Mknęłam przez miasto jak szalona, w końcu jechałam 300 km/h.
Po 15 minutach byłam na lotnisku. Szybko wyskoczyłam z auta i pobiegłam do kasy biletowej. Oczywiście nie kupiłam biletu, bo nie miałam tyle pieniędzy, więc sprawnie przecisnełam się przez ochroniarza i kasjerkę. Po chwili byłam już na lotnisku, gdzie startowały samoloty. Popatrzyłam na koniec pasa startowego. Spóźniłam się. Samolot z nazwą Korean’s Dream właśnie odleciał. Znów miałam wrażenie, że za chwilę stracę przytomność. I tak był moment zawahania i leciałam w stronę ziemi...wtedy...ktoś mnie złapał.

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 7 - Beautiful Day

Weszłam do gabinetu. Doktor dokładnie zszył moją ranę. Gdy wróciłam do pokoju byłam bardzo zmęczona, więc odrazu weszłam pod kołdrę i zasnęłam głębokim snem.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama mówiąc, że jutro przyjeżdżają po mnie i Wiktorię. W pewnym sensie się ucieszyłam, bo nie chciałam tu zostać ani chwili dłużej. A z drugiej strony po powrocie będę miała niezłą jazdę. Gdy teraz tak rozmyślam, byłam strasznie naiwna myśląc, że ktoś taki jak GDRAGON -  największa gwiazda kpop’u, jak i również mody - może się zakochać w kimś takim jak ja. A poza tym ja mam dopiero 17 lat, a on w tym roku kończył 27! „Ale jestem głupia..“ Wbijałam sobie do głowy.
- DZIEŃ DOBRY ŚPIOCHU! 
- Dzień dobry Dami. 
- Przyszykowałam już śniadanie na balkonie. Chodź. - szybko wzięłam kąpiel i dołączyłam  do Wiki i Dami.
- To jakie plany na dziś? - spytała Wiktoria.
- Pakowanie się do wyjazdu - odparłam z pełną buzią. Nie dziwcie się tak! Nie jadłam nic od prawie 24 godzin.
- Jakiego wyjazdu? - zasmuciła się Dami.
- Przed chwilą dzwoniła do mnie mama. Powiedziała, że jutro po nas przyjadą.
- Jak to?! - wrzasnęła Wiki.
- Przecież oni  nie zgodzili się na ten wyjazd, tak? Zapomniałaś już? 
- No taak, ale... nie możemy jeszcze tu zostać? Dopiero co zaczęłam spotykać się z Tabim. - spuściła oczy w dół.
- Przykro mi. 
Cały dzień spędziłyśmy na zbieraniu swoich rzeczy. Nie miałyśmy chwili wytchnienia, a przynajmniej ja, bo Wiktoria większość czasu przesiadywała u Tabiego w pokoju. Nie byłam na nią zła. Rozumiałam, że tak szybko się nie zobaczą i muszą jeszcze pobyć razem.

***

Był wieczór. Wszyscy kładli się do łóżek. Lecz ja nie mogłam zasnąć tak jak pierwszej nocy. Wreszcie wyszłam na ogród. Usiadłam tam, gdzie wcześniej, wspominając tamto wydarzenie. Siedziałam tam do ranka i, ku swojemu zaskoczeniu, nie chciało mi się spać. Ani trochę. Nagle usłyszałam głos mojej mamy, która podbiegła do mnie i zaczęła mnie całować i ściskać. Ale od razu zrobiła kamienną mine i kazała mi iść do samochodu. Wszystkie rzeczy były już w bagażniku. Wiktoria żegnała się jeszcze z Tabim,  ja wodziłam wzrokiem za Smoczym.. Nie przyszedł, w sumie to dobrze, bo chyba zrozumiał wtedy na korytarzu, że nie chcę go już więcej widzieć. Ostatni raz spojrzałam na hotel i wsiadłam do samochodu. Ruszyliśmy. Nagle minęliśmy uliczkę, gdzie po raz pierwszy spotkałam GD. Moje serce lekko drgnęło. Nie mogę zaprzeczyć, że już nic do niego nie czuję, ponieważ to by było kłamstwem, ale uważałam, że z czasem to minie. W Polsce byliśmy około dwudziestej drugiej. Gdy weszłam do swojego pokoju wiedziałam, że znów wróciłam do mojego nudnego życia, choć jakby tak pomyśleć -  wtedy było lepsze, ponieważ nie słyszałam tak bolesnych słów jak dotąd. Wzięłam głęboki oddech i pomyślałam: „ Jakoś to będzie, dam radę. Przecież życie  nie kończy się na jednym upadku.“ 

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 6 - Beautiful Day

Siedziałam tak jeszcze 10 minut kiedy podniosłam się i powoli ruszyłam w stronę hotelu. Byłam cała brudna ,a moja sukienka wyglądała jakby zaatakowało mnie stado wilków. Gdy szłam przez ogród każdy patrzył się na mnie z wielkim zażenowaniem i obrzydzeniem. Jakbym była najochydniejszą osobą na świecie. W końcu dotarłam do apartamentu. Otworzyłam drzwi i upadłam. Czołgając się po podłodze dotarłam do łóżka. Nagle do pokoju wpadła Wika. Na początku była bardzo zła ale gdy zobaczyła mnie w takim stanie nie powiedziała nic tylko wezwała lekarza. - Co dokładnie stało ci się w nogę ? - spytał lekarz. - Upadłam na ska... AŁA ! - syknęłam gdy przyłożył mi wacik z wodą utlenioną. - Słucham ? - Mówię, że upadłam na skałę - odburknęłam - To na drugi raz patrz pod nogi bo mogło się to skończyć o wiele gorzej. Dziś o dwudziestej przyjdź do mnie do gabinetu. Trzeba ci to zszyć. - powiedział stanowczo i wyszedł. - GDZIEŚ TY SIĘ PODZIEWAŁA ?! - krzyknęła Wiki ale po chwili opanowała swój ton i zaczęła od początku. - Wiesz jak się martwiłam ? Gdzie byłaś ? Co się wczoraj stało ? - Przepraszam. Mówiłam ci że jestem bezpieczna. - No właśnie widzę że byłaś w bardzo bezpiecznym miejscu ! - znów się zdenerwowała. - Mniejsza o to. Co się stało ? - Opowiedziałam jej całą historię. Była w szoku. Jednak ja już wszystko zrozumiałam. Przecież nie każda miłość kończy się happy endem. - Naprawdę tak mi przykro. - powiedziała przytulając mnie. - Oj przestań. Już wszystko w porządku. Jak widać wypłakałam swoje żale. - zaśmiałam się. - Nawet w takiej sytuacji nie opuszcza cie dobry humor. Jesteś niesamowita. - uśmiechnęła się lekko. - A jak z Tabim ? Opowiadaj. - na te słowa Wiktoria zrobiła się cała czerwona. Uśmiechnęłam się szeroko. - Więc... - zaczęła się śmiać. - No co ? - Po kolacji pocałowałam go. - zaczęłam cieszyć się jak głupia. Przynajmniej jej się udało. - Jak zareagował ? - spytałam z ciekawością. - Dobrze. Nawet za dobrze. Zaczął przepraszać, że wcześniej mnie nie zauważał i, że teraz będzie poświęcał mi więcej czasu. Był taki słodki. A ! I kazał ciebie również przeprosić że próbował cie uwodzić. - to nawet nie wyglądało na uwodzenie. Ale już nie chciałam nic mówić tylko cieszyłam się razem z nią.
***
Zbliżała się dwudziesta. Wyszłam z apartamentu. I kiedy wlokłam się po korytarzu nagle usłyszałam czyjś głos. - STÓJ! - powoli się odwróciłam. Zobaczyłam smoczego który zaczął biec w moją stronę. - Musimy porozmawiać... - myślałam że sobie żartuje ale jego twarz nie wyglądała na zbyt radosną. - Przepraszam nie mam czasu. - odparłam. - To co wczoraj powiedziałem... - przerwałam mu. - Nie martw się. Już wszystko zrozumiałam. Wiem że mnie nie kochasz. Dotarło to do mnie.- ruszyłam w stronę schodów. - Nie to nie tak... - znów mu przerwałam. - Naprawdę nie musisz być dla mnie miły. Bądź sobą. Zawsze cie takiego lubiłam. Gdy byłeś „ "ONE OF A KIND“. Mam nadzieje że kiedyś znajdziesz swoją prawdziwą miłość i będziesz z nią szczęśliwy. Powodzenia. - lekko się uśmiechnęłam, uścisnęłam mu dłoń i odeszłam. Te słowa miały oznaczać pożegnanie. Miałam nadzieje że już nigdy go nie spotkam.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 5 - Beautiful Day

Zbliżał się wieczór. Byłyśmy już gotowe do wyjścia. Nie chciałyśmy za bardzo rzucać się w oczy dlatego też każda z nas była ubrana w skromną sukienkę przed kolano i dodatek typu biała różyczka we włosach. Według Dami wyglądałyśmy olśniewająco. Ucieszyłam się, że tak uważała. W końcu była siostrą Kwon’a i chyba wiedziała co najbardziej mu się podoba. Zeszłyśmy na dół. Wszyscy już zasiedli do stołu oprócz nas. Czułam się głupio bo gdy weszłyśmy wszystkie oczy siekrowały się na nas i o mało co nie wyskoczyły im z orbit. Naprawdę byłyśmy aż tak ładnie ubrane ? Czy może odwrotnie ? Jedynie GDragon nawet nie podniósł głowy żeby zobaczyć kto wszedł do sali. Twarz miał taką obojętną. Wiedziałam, że ten wieczór nie będzie jednym z moich ulubionych. Oczywiście na pierwszym miejscu był ten gdzie siedziałam z GD w ogrodzie. Było tak przyjemnie. Wspominałam. Nagle ktoś trącił mnie łokciem. Wróciłam na ziemie. - Może usiądziemy ? Chyba nie będziemy tak stać ? - powiedziała szeptem. - A tak. - uśmiechnęłam się ironicznie. Wika usiadła koło Tabiego ,a ja... ja rzecz jasna koło GDragona. - Cześć - zaczęłam. Chyba nie miał ochoty ze mną rozmawiać. Udawał że nic nie słyszy. Znów zakuło mnie serce. Pomyślałam, że to moja wina ale zaczęłam sobie tłumaczyć, że na pewno miał ciężki dzień i niezbyt podoba mu się siedzenie przy tym stole, a co dopiero miałby chęć gawędzić o jakiś drobnostkach. Minęły już dwie godziny. Każdy w miare możliwości próbował rozwijać nowe tematy. Nagle Kwon Ji Yong wstał od stołu ,przeprosił i wyszedł. To była moja ostatnia szansa żeby spełnić swoją misje. Wstałam i szybko wybiegałam z jadanalni. Spotkałam go na korytarzu nie zbyt się spieszył więc szybko go dogoniłam. - Możemy porozmawiać? - chwyciłam go za nadgarstek. Gwałtownie się odwrócił i spojrzał na mnie ostrzegawczo. Wtedy puściłam jego rękę. - Czego chcesz ? - odburknął - Czemu jesteś zły ? Coś cie gnębi ? Jeśli chcesz... - przerwał mi. - ...mogę ci pomóc bla bla bla. TAK słyszałem to wiele razy. A czy przypadkiem teraz nie chciałaś mi powiedzieć coś w stylu, że ci się podobam i nie jestem dla ciebie zwykłym idolem ? hmm... TAK! Widzę to w twoich oczach, masz powiększone źrenice. Tego nie da się ukryć. Może jeszcze sobie ubzdurałaś, że wtedy gdy sobie siedzieliśmy i dałem ci kurtkę to był jakiś znak, że ja cie kocham ? - milczałam. Serce podeszło mi do gardła. - Tak też myślałem. Powiem ci jedno JA CIĘ NIE KOCHAM. Byłem miły tylko dlatego, że moja siostra mnie o to poprosiła. Tak naprawdę uważam, że jesteś za głupia i za brzydka żeby być z kimś takim jak ja. Przykro mi. - szepnął mi do ucha z ironicznym śmieszkiem. Moje oczy w mig napełniły się łzami. Nie chciałam okazywać przy nim słabości więc jak najprędzej wybiegłam z hotelu. Dopiero wtedy zaczęłam płakać jak małe dziecko. Biegłam przed siebie ile sił w nogach. Nie wiedziałam nawet w którą stronę podążam. Parę razy się wywróciłam. Byłam cała brudna ,zapłakana i ze złamanym sercem. Nie chciałam żyć. Chciałam umrzeć tu i teraz. Przebiegłam przez wielką brame do lasu gdy akurat w tym samym momencie zaczął padać deszcz. Po chwili się poślizgnęłam i upadłam na skałe. Chciałam się podnieść lecz nie mogłam. Moje kolano było rozcięte. Krew lała się strumieniami. Byłam przerażona. Ale nie mogłam porównywać skaleczonej nogi do słów które wypowiedział do mnie smoczy. Bardziej bolały mnie one niż rozcięta do samej kości noga. Mijały godziny ,a ja leżałam w środku lasu cierpiąc przez rozbachorzonego piosenkarza.To było naprawdę żałosne. Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje raz się śmiałam a raz płakałam. Chyba naprawdę do reszty zwariowałam. Po chwili poczułam wibracje w mojej torebce. Gdy ją otworzyłam zobaczyłam telefon. Trzydzieści pięć nieodebranych połączeń. Znów ktoś zadzwonił. Nie widziałam dokładnie ponieważ oczy miałam całe spuchnięte od płaczu. Odebrałam. - W końcu ! Odebrałaś ! Gdzie ty się podziewasz ? Co się stało ? - Wiki zaczęłam na mnie wrzeszczeć tak jak nigdy dotąd. - Nic. Jestem bezpieczna. Nie martw się. - odrazu się rozłączyłam. Za chwile znów do mnie dzwoniła lecz nie miał ochoty z nikim gadać. Teraz tylko wpatrywałam się w wschodzące słońce. I pomyśleć że przeleżałam w lesie całą noc na powtarzaniu raniących mnie słów.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 4 - Beautiful Day

Niezbyt spodobał mi się pomysł z odsuwanie mnie od GD. Odwróciłam się a obok mnie stał Tabi. Byłam trochę zaskoczona skąd się nagle tu wziął . GDragon gwałtownie wstał. Twarz miał naprawdę nieciekawą. Ogarnął mnie niespodziewany lęk. - Wiesz o tym że mi się podoba ,a za moimi plecami z nią flirtujesz. Taki z ciebie przyjaciel ? - powiedział stanowczo T.O.P. Byłam przerażona tym jak na siebie patrzyli, jak każda część ich ciała nagle się napięła.Co najmniej jakby mieli się zaraz na siebie rzucić. Kwon odwrócił się w moją stronę i rzucił mi chłodne spojrzenie. Przez chwile słyszałam tylko swoje ciężkie bicie serca. Zdenerwowany GD westchął głęboko i ruszył, po drodze potrącając ramieniem Tabiego. Wyglądał na bardzo rozzłoszczonego. To chyba była moja wina. Ale nie miałam pojęcia w czym zawiniłam. Moje oczy zaczęły ronić pierwsze łzy po chwili nie mogłam ich powstrzymać, jedna za drugą leciały bez umiaru. Serce zakuło mnie niemiłosiernie. Tabi od razu zaczął wypytywać czemu płacze, co się stało. Nie miałam ochoty z nim gadać. Odepchnełam go i pobiegłam do swojego pokoju. Miałam dosyć tej całej wyprawy do Korei. To był jeden wielki koszmar.

***
Nad ranem przyszła do mnie Wiki. Już wiedziała co się stało. Naprawdę było widać żal i troskę w jej oczach. Pocieszała mnie jak umiała. Zaczęła mi tłumaczyć że Smoczy po prostu się zdenerwował i tak naprawdę nie chciał mnie w żaden sposób urazić tym pełnym nienawiści wzrokiem. Wiedziała że jestem bardzo wrażliwa i zwracam uwagę na każdy gest osoby która mi się podoba. Była moją najlepszą przyjaciółką od dziecka. Kochałam ją jak siostrę, Była naprawdę niesamowitą osobą. Po śniadaniu poszłyśmy na basen żeby trochę się rozluźnic i odstresować. Wszystko było wporządku dopóki nie przyszedł cały zespół BigBang. Miałam nadzieje że chociaż dzisiaj ich nie zobaczę ale jak zwykle los mi płata figle. Od razu powiedziałam Wice, że chce stąd wyjść. Zrozumiała mnie bez żadnego ale. Wzięłyśmy swoje rzeczy i wyszłyśmy z basenu. Znów siedziałyśmy w apartamencie kminiąc co by tu porobić. Nagle Wiki wpadła na pomysł. - Może ułożymy plan gry ? - widziałam ten błysk w jej oku, zbierało się na coś grubszego. - Jaki plan ? - odpowiedziałam tajemniczo podnosząc jedną brew do góry, a drugą do dołu. - Słuchaj ,jeszcze dziś wieczorem na kolacji wyznasz Ji Yongowi, że ci się podoba. - ten pomysł był naprawdę przerażający. Ale cóż musiałam to zrobić bo inaczej by się obraziła i nieodzywała do mnie przez parę tygodni. - Dobrze... - na to słowo wyszczerzyła zęby jak głupia - ale... - Ale co ? - powiedziała z wyrzutem. - Ty musisz pocałować Tabiego. - zrobiła wielkie oczy chyba dokładnie nie usłyszała więc powtórzyłam - MASZ POCAŁOWAĆ TABIEGO !!! - roześmiałam się. - Tak, wiem nie jestem głucha. Dobra zgadzam się. Raz się żyje co nie. - znów się zamyśliłam hmm.... to zdanie „ raz się żyje „ właśnie. Jak smoczy mnie odrzuci ale w taki sposób jak wtedy nie jakoś łagodniej to chyba naprawdę to będzie moje ostatnie życie.

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 3 - Beautiful Day



Naszą rozomowę przerwało pukanie do drzwi. Gdy je otworzyłam ujrzałam Dami, która spojrzała się na mnie podejrzliwym wzrokiem. Usiadłyśmy na kanapie. Zaczęła rozmowę. - To naprawdę niesamowite ! Jeszcze nikt nigdy nie zmusił Tabiego do przeprosin! Zawsze był wytrzymały i nie dawał się złamać. Coś ty mu zrobiła ? - mówiła to z takim szokiem w oczach że aż mnie przeszły ciarki. - Ja...ja mu nic nie zrobiłam. Po prostu przerosła mnie sytuacja w której się znalazłam i wybuchnęłam płaczem. - niechętnie się przyznałam. - A więc to dlatego. Patrząc na ukochaną osobę która bardzo cierpi Tabi po prostu strasznie zaczął się przejmować i uznał że to jego wina. Kazał cie bardzo przeprosić za to co zrobił. - na te słowa miałam odruch wymiotny. Jak już wspominałam nie lubie takich czułości. - Ach...nie miał za co mnie przepraszać, nic się nie stało. Na tym skończyła się ta żałosna rozmowa której miałam serdecznie dosyć. Dzień nie zaczął się najlepiej. Postanowiłyśmy to zmienić i gdzieś razem wyjść. Czas spędziłyśmy na zwiedzaniu Seoul’u razem z Dami. Gdy wracałyśmy do hotelu było już całkiem ciemno , Nagle w jednej z uliczek zauważyłam postać która jeździła na deskorolce. Był bardzo skupiony nad tym co robi. Nie zauważył nawet tego gdy Dami do niego podeszła i co najlepsze powiedziała do niego „ Annyeong Oppa „. Dopiero gdy przejechał całą ulice robiąc różnego typu sztuczki podjechał do niej i się przywitał. - Chodźcie ! Poznacie moje brata. - zawołała Dami z podekscytowaniem. To naprawdę był jej brat. A my myślałyśmy że ona nabija się z tajemniczego mężczyzny. Podeszłyśmy bliżej. Wtedy zdjął kaptur. Myślałam że dostane zawału serca. I mniej więcej tak było, moje serce chciało się wyrwać z piersi i powędrować do niego. Stałam tak bez ruchu przez co najmniej 5 minut. - Angelika !!! HALO ! Odezwij się ! - krzyczały do mnie ile sił w płucach. W końcu sie otrząsnęłam. Wróciłam na ziemie. Na szczęście ! Ponieważ gdybym tak dłużej stała on mógł sobie pomyśleć że jestem jakaś nienormalna czy coś. - Tak. - w sumie nawet nie wiedziałam czemu to powiedziałam... to nie miało większego sensu. - Na szczęście się ocknęłaś. Myślałam że dostałaś jakieś większej traumy. Ale wracając... to jest mój brat Kwon Ji Yong pseudonim G-DRAGON chyba znacie ? - zaśmiała się lekko i ciągnęła - Dragon to jest Wiki ,a to Angelika. - spojrzał na mnie łagodnie i z lekko się uśmiechnął. Myślałam, że zaraz zejdę. - Cześć. Miło was poznać. - podał mi rękę i uścisnął moją. Czułam jak w brzuchu roiło się z milion nawet i więcej motyli. To było niesamowite. Cała drogę powrotną rozmawialiśmy. Tak dobrze nam się gadało, chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie. Niestety tak nie mogło się stać ponieważ już doszliśmy do hotelu i wszyscy zaczęliśmy rozchodzić się do swoich apartamentów. Tak skończył się ten dzień. Pełen wrażeń. Przez to też nie mogłam usnąć. Kręciłam się w łóżku to na prawo, to na lewo, na brzuch, plecy nic. Byłam zbyt podekscytowana tym spotkaniem. Wpadłam na pomysł aby pójść do ogrodu na spacer i przy okazji popatrzeć na rozgwieżdżone niebo. Uwielbiałam to robić. Było już parę minut po północy. Na dworze nie było zbyt ciepło. A ja w krótkim rękawku. Trudno nikt i nic nie mogło przerwać tej chwili. Jednak ktoś odważył się mi przeszkodzić. Poczułam rękę na ramieniu. Gwałtownie się odwróciłam. Znów serce zabiło jak oszalałe. Chyba sami się domyślacie kto to był. - Co tu robisz ? - zapytał siadając koło mnie. - Nie mogłam zasnąć więc wyszłam żeby pooddychać świerzym powietrzem. A ty ? - Też nie mogłem zasnąć. - lekko sie zaśmiał. - Fajnie tak popatrzeć na gwiazdy co ? - Taaak. - szeroko się uśmiechnęłam myśląc przy tym że właśnie w tej chwili spełniają się moje największe marzenia. - Czy mogę do ciebie mówić Oppa ? - spytałam. Tak czemu nie. - roześmiał się Miał taki przepiękny uśmiech na którego widok moje serce zaczęło walić jeszcze szybciej niż przedtem. - Hubae masz tu bluzę bo trzęsiesz się jakbyś miała jakieś tiki nerwowe - znów się roześmiał. - Gomawo Oppa - lekko się zaśmiałam i przytuliłam go. W sumie nie wiem czemu to zrobiłam to był impuls. Po chwili poczułam jak ktoś łapie mnie za biodra i odsuwa od smoczego.